Beata Golacik

ANI SŁOWO NIE OPISZE - Stanisław Szwarc o tomiku "Bosy Karmel" Kaliny Kowalskiej

Stanisław Szwarc

 

ANI SŁOWO NIE OPISZE

                                                                Poezja św. Jana od Krzyża
                                                                   bywa nudna i przewidywalna.
                                                                   Dla teologa ponad miarę
                                                                   egzaltowana. A jednak jej wierzę.                              

                                                                   Wierzę, że kiedy Jan
                                                                   stanął przed Bogiem zupełnie nagi,
                                                                   ze swoim przeraźliwie śmiertelnym ciałem
                                                                   i ze swoją przeraźliwie nieśmiertelną duszą,
                                                                   był tak zawstydzony, że musiał się okryć
                                                                   czymś nieskazitelnie czystym.
                                                                   Choćby czystą grafomanią.

To wiersz „Mistyk”, bodaj najciekawszy w opublikowanym niedawno tomiku Kaliny Kowalskiej „Bosy Karmel”. Nie mnie oceniać, czy barokowa poezja Jana od Krzyża uważanego za jednego z najwybitniejszych poetów hiszpańskich jest grafomańska. Trzeba się jednak zgodzić, że mistyczne doświadczenie więzi z Absolutem jest niewyrażalne słowem. Nie darmo w Pierwszym Liście do Koryntian czytamy: „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało…”
Wiersze Kaliny Kowalskiej w znacznym stopniu pokazują próby zbliżenia się do opisu tego, co nieuchwytne. Nie trzeba zresztą sięgać do przeżyć mistycznych, by przekonać się, jak trudno sprawić „aby język giętki, powiedział wszystko, co pomyśli głowa”.

Ale po kolei. Trzydzieści wierszy w tomiku podzieliła autorka na cztery części, każdą z nich obdarzając osobnym mottem. Pierwsze z nich brzmi - …próba generalna przed śmiercią. Dziwne, czyżby szło o rachunek sumienia? Rozjaśniają nieco sytuację tytuły kolejnych wierszy zaczynające się od słów „Piątka z…”, po czym następują określenia jakby wzięte z jakiegoś świadectwa.
Piątka? Czy to wyraz pychy? Raczej coś w rodzaju minimum programowego – co trzeba umieć, żeby dostać piątkę. Czasem padają pytania, na które nie ma odpowiedzi. Zakres wiedzy i umiejętności szeroki. Przyroda, filozofia egzystencjalna, plastyka, zajęcia praktyczne, rachunkowość, nawet techniki obronne.
Dlaczego jedną z tych prawd, które wygłaszam nie dość, że do siebie / to jeszcze szeptem /…/ jest twoja i moja niekonieczność?
Jak się godnie cierpi, umiera i nie prosi o ratunek, gdy ratunku nie ma?
Jakimi kolorami opisywać adresata wiersza – niebieskim, czerwonym, żółtym? Powiem: / barwa podstawowa każdej rzeczy, / która moja jest.
„Piątka z zajęć praktycznych” będzie za to, że cię składam  w całość przy mnie / i ze mną. Możesz być teraz z ciała, / z plastycznej gliny. Spod palców gładkich / wyjść i zostać młodym bogiem, zanim umrzesz. // Zanim ja umrę i ty po raz drugi.
„Piątkę z rachunkowości” dostanę za to, że dopisuję cię do listy moich tęsknot. / To nie jest pusty gest. / To jest próba generalna przed śmiercią.

Tajemniczość tych wersów znika, gdy za ich adresata przyjmiemy Boga. To Jego wyobrażenie lepione jest przez każdego człowieka na miarę jego własnych ludzkich możliwości i umiera wraz z tym człowiekiem. To spotkanie z Nim powinno znajdować się na pierwszym miejscu listy ludzkich tęsknot. To On jest barwą podstawową każdej rzeczy. Dlaczego jednak podmiot wierszy Kaliny Kowalskiej wyraża się o nim tak poufale – z małej litery? Cóż, może tak właśnie jest, gdy doznajemy Jego bliskiej obecności.

Co ciekawe, adresat wielu wierszy w tym tomiku jest bardzo nieokreślony. Chwilami można mieć wrażenie, że to człowiek. I skąd dostrzegalne w tych tekstach zabarwienie  erotyczne?  Skąd czułe zwroty – Będę mówić o tobie / żółty, bez którego nie ma słońca / na rysunkach dzieci. Albo – Jeszcze nie rozpoznałabym cię po głosie, / a już cię składam w całość przy mnie. Jeszcze i to – Jak cię rozpoznam bez metafor, / bez specjalnego zaznaczania / słów słowem?
Mają chyba rację Anselm Grun OSB i Gerhard Riedl w swojej książce „Mistyka i eros”, gdy piszą: „Gdy cały jestem w dotykaniu, cały staję się moimi rękami, moją skórą, całym moim ciałem, wówczas przeczuwam, czym jest mistyka oraz jak seksualność działa we wszystkich włóknach mojego ciała i duszy, wówczas mistyka i eros stają się jednością”.

„…jeszcze będzie o nas cicho” to motto drugiej części poetyckiego zbioru. Znajdziemy tam wiersze poświęcone Teresie z Avilli i Janowi od Krzyża, ale także Edwardowi Stachurze. Temu ostatniemu poświęcony jest wiersz z niezwykłą puentą – Zaprawdę nie smuć się / jeszcze będzie o nas cicho. To spokojne pogodzenie się z upływem czasu, który sprawia, że w nicość rozsypuje się nie tylko ciało, ale i pamięć o nim. To odmiana „Wiecznego odpoczynku” z położeniem nacisku na słowo „odpoczynek”.

Podobną postawę spotykamy w wierszu z kolejnej części tomiku opatrzonej mottem „… żeby nic się nie kończyło”. To wiersz „Nikt nas nie uczy żałoby” z ciekawą myślą – Ludzie są najbardziej skuteczni / w sprawianiu tego, co się dzieje samo, / bez ich udziału – i zakończeniem – Znam ludzi, którzy nieustannie dbają, / żeby się nic nie kończyło.
Trzeba mieć oryginalną wyobraźnię, żeby słowa kobiety zmywającej schody – Nie szkodzi, wysechnie – skojarzyć z tym, że nadal nie pojmuję, że nie ma przy mnie / tych, co umarli /…/, porównać ich do kota Schrödingera, który jest i go nie ma, by w końcu wrócić słowami sprzątaczki do nietrwałej pamięci po utraconych bliskich  - Nie przepraszam, że zadeptuję mokre ślady. / Uśmiecham się, przechodząc. Mam w pamięci, / że wysechnie. Wszystka.

Tomik kończą „paralipomena”, wiersze o charakterze – jak się wydaje – bardziej osobistym, z których ciekawym konceptem wyróżnia się „Elegia na milkliwego narratora i cichą orkiestrę”.

Obudziłam się dziś w twojej skórze.
Zrozumiałam, jaki spokój może nieść
zapach kobiecego ciała i jaką rozpacz.

Szkoda tylko, że kończący tomik wiersz „Jestem Bogiem” powtarza pomysł Wisławy Szymborskiej z „Radości pisania”. Jestem Bogiem tego wiersza. / Mogę wszystko. Otwieram groby, / z urn wysypuję popioły, zawracam rzeki do źródeł.
A może jednak nie szkoda. O ile Szymborska wyrażała zachwyt nad „zemstą ręki śmiertelnej”, która tworzy nieśmiertelny świat zawarty w tekście literackim, o tyle Kowalska akcentuje, że w wierszu ma władzę przywrócenia do życia kogoś, kto odszedł.

Jestem Bogiem i mówię – wstań!
Idź się ogolić, połóż na twarz jogurt,
zmyj ciepłą wodą, kiedy zaschnie.
 /…/
Zrób kawę. Zapomnij ile cukru.
Spytaj, czy byłam u lekarza.
/…/
jeśli jeszcze raz spytasz,
czy byłam u lekarza, to cie zabiję.
Spytaj po raz trzeci, czy byłam u lekarza.
/…/
mówię – wstań!
Żyj przeze mnie.

Okazuje się, że o Bogu można pisać niekoniecznie na kolanach, o przemijaniu i śmierci niekoniecznie z rozdzieraniem szat, ale po prostu mądrze i intrygująco, tak by czytelnik czuł potrzebę rozszyfrowywania kolejnych sensów.


Kalina Kowalska „Bosy Karmel”, Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2021, str.  44


źródło: https://www.latarnia-morska.eu/pl/z-dnia-na-dzien/3610-%E2%80%9Ebosy-karmel%E2%80%9D-kaliny-kowalskiej?fbclid=IwAR3rK1Dxc7cMqrmCUJKdqGKFymeojIEAXmDyWib-BvCVBBvULUzwftsY3PI

Od 2 do 10000 znaków